- Tu człon A… Tu człon A. Pilot do Komandora! Jesteśmy nad okolicą zamieszkaną. W zakolu rzeki widzę coś w rodzaju miasta. Powyżej dwa niewielkie zgrupowania budynków, chyba kultowych. Otoczone murami. Schodzę na plazmowych. Proszę o zezwolenie na lądowanie!
- Tu Komandor! Zezwalam!
Spojrzał z ukosa na swego towarzysza. Rxt siedział pochylony do przodu z twarzą w tubusie dalwizjera. Obie ręce o smukłych sześciopalcych dłoniach oparł na muskularnych kolanach. Cały pochłonięty był obserwowaniem zbliżającej się powierzchni planety. Spokojny jak zawsze…
- Lyz! Chyba tym razem trafiliśmy w dziesiątkę. Trzecia nie tylko jest zamieszkana… Nieprawdopodobne! Oni są zupełnie podobni do nas.
- Do nas?
- Zobacz sam! Daję ci obraz na wewnętrzny. No jak?
Z lewej strony pulpitu sterowniczego rozjarzył się seledynem niewielki ekran monitora. Przez moment przelatywały po nim ukośne błyski i… z głębi wypłynął wyraźny obraz. Na pierwszym planie, na tle potężnego głazu, stała dwunożna istota. Dzięki dalwizjerowi można było dostrzec najdrobniejsze szczegóły. Stojący patrzył w górę. Widział ich! Na suchej, ascetycznej twarzy, ozdobionej długą, rzadką brodą, malował się wyraz przerażenia. Obie ręce wyrzucił nad głowę w geście obrony.
- Rxt! On coś mówi! Chyba krzyczy! Włącz selektor foniczny! - Rxt oderwał wzrok od tubusa i z uśmiechem przesunął rączkę selektora.
- Posłuchaj Lyz. Pierwszy z nich wita cię!
...”I widziałem, a oto… wiatr gwałtowny przychodził od północy, i obłok wielki, i ognień pałający, a blask był około niego a z pośrodka jego wynika jakby niejaka prędka światłość, z pośrodka mówię onego ognia”…
- Dziwny język. Ciekawe, co on mówi. Jak myślisz Lyz?
- Z pewnością bierze nas za Bogów. Sądząc z budynków i jego szaty, oni są w początkowym stadium cywilizacji. Prymitywni!
- Prymitywni… prymitywni! Za kilka tysięcy lat, ci prymitywni zaczną budować gwiazdoloty i odwiedzą z kolei nas. Uważaj! Porazisz go plazmą. Przejdź na aerodynamiczne.
Jak zdmuchnięty zgasł płomień odrzutu. Statek zakołysał się niepewnie ale w tej samej chwili rozłożyły się jak płaty śmigłowca i podstawę otoczyły cztery migotliwe kręgi wirów. Powoli, niby olbrzymi trzmiel, aparat kosmiczny siadał w wybranym miejscu opodal szarego głazu i tulącej się doń, przerażonej sylwetki. Lekki stuk i skrzypienie amortyzatorów. Lśniące złotym połyskiem podpory pewnie wpiły się w kamienisty grunt. Rxt prawym manipulatorem zwisającym niby ręka pod płatami wirnika, przesunął osłony dysz. Przerzucił obroty na bieg jałowy. Z cichym, prawie niesłyszalnym mlaśnięciem, złożyły się płaty skrzydeł. Dwa w pojrzenia ku górze, dwa w dół, wzdłuż kadłuba. Głośnik trzeszczał…
...”I słyszałem szum skrzydeł jako szum wód wielkich, jako szum Wszechmogącego gdy chodziły i szum huku jako szum wojska; a gdy stały, opuściły skrzydła swoje…
… A gdy stały i spuszczały skrzydła swoje, tedy był szum z wierzchu nad rozpostarciem, które było nad głową ich”…
Stanęli twardo. Rxt wygramolił się z fotela z westchnieniem ulgi. Z przedziału laboratoryjnego wyszli obaj biofizycy, Krx i Nrt. Tylko Lyz siedział na stanowisku pilota i poprzez przezroczyste ścianki bani kopuły sterowniczej bacznie obserwował tubylca. W porządku! Ten nie miał broni.
Krzyczał tylko coś w swoim języku.
...”A z wierzchu, na rozpostarciu, które było głową ich, było podobieństwo stolicy na wejrzeniu jako kamień szafirowy, a nad podobieństwem stolicy, na nim z wierzchu, na wejrzenie jako osoba człowieka…
- Schwytałbym tego osobnika. - Biofizyk Nrt popatrzył na kolegów niezdecydowany. - Boję się tylko by nam nie umarł ze strachu. Ciekawy jestem co on tak krzyczy. Rxt jednym susem zeskoczył z fotela pilota.
- Można spróbować. Sięgnę go manipulatorem i wstawię do śluzy. Przygotuj informtransmutator, niech tłumaczy. Może zrozumiemy coś z tego bełkotu!
Nrt zdecydowanie ujął gałki manipulatora. Zwisające pod skrzydłem sztywne ramię ożyło. Zatoczyło krąg i zbliżywszy się do znieruchomiałego tubylca uchwyciło go za gęsty kłąb włosów na głowie. Ten krzyknął coś krótko i obydwoma rękami objął przegub manipulatora. Manipulator podniósł go i przetransportował do otworu śluzy. Głośnik nie milknął ani na sekundę.
...”Tedy ściągnąwszy podobieństwo ręki uchwycił mnie za kędzierze głowy mojej i podniósł mnie duch między niebem a ziemią”…
- Nie! Zostaw go! Wyjdę na zewnątrz. W naturalnym środowisku może przestanie się bać i prędzej się z nim dogadam. Przełącz tylko transmutator na mój hełm. - Rxt zmienił zdanie. Nrt bez słowa ustawił tubylca na ziemi między podporami pojazdu. Ten przypadł do jednej z nich i przywarł do niej całym ciałem. Nie stracił przytomności. Cały czas coś krzyczał.
...”Nogi ich były proste ja stopa nóg ich jako stopa nogi cielęcej, a lśniły się jako właśnie miedź wypolerowana”…
...”Ręce ludzkie były pod skrzydłami ich na czterech stronach ich a twarze ich i skrzydła ich na czterech onych stronach”…
- Odważny. Tylko niewiele, mimo tłumaczenia rozumiem z tego co mówi. Uwaga! Wychodzę!
Rxt włączył plecakowy aparat odrzutowy i miękko wylądował jakieś dwa metry od dziwnej istoty. Długą chwilę obserwowali się w milczeniu, wreszcie tamten znów przemówił…
...”I widziałem na wejrzeniu jakoby prędką światłość, a na zewnątrz w niej wokoło na wejrzeniu jako ogień od biódr jego w górę; także też od biódr jego w dół widziałem na wejrzeniu jako ogień i blask około niego… Nad głowami ich było podobieństwo rozpostarcia jako podobieństwo kryształu przezroczystego rozciągnionego nad głowami i z wierzchu”…
- Słuchajcie! Rozumiem go! On po prostu opisuje mój heł próżniowy. Pojętna bestia! W mig się zorientował.
Rxt podszedł do mówiącego wciąż tubylca i położył mu rękę na ramieniu. Ten umilkł. Pilot wskazał mu zachęcającym gestem wiszącą nad nim kapsułę aparatu kosmicznego.
- Pójdziesz do nas! Nic się nie bój. Nic ci nie grozi.
Delikatnie objął nie oponującego starca i włączył ciąg plecakowy. Jednym skokiem stanęli na platforemce śluzy. Starzec oszołomiony rozglądał się wkoło. Bezwolnie dał się zaprowadzić do bani sterowniczej. Widać było, że nie bardzo wie co się dzieje.
- Przewieziemy go trochę?
- Można! Niech zobaczy swoje miasto z góry! - Lyz podszedł do stanowiska pilota. - Siadajcie! Pojedziemy!
Włączył starter. Rozległo się buczenie z komór rozruchu. Starzec przemówił. Półgłosem, szybko, jakby w natchnieniu.
...”Tedy mię duch podniósł i słyszałem za sobą głos grzmotu wielkiego… I szum skrzydeł onych zwierząt, które się naspół dotykały i głos kół naprzeciwko nim i głos grzmotu wielkiego”…
- Uwaga człon A… Uwaga człon A… Natychmiast przerwać próby kontaktu. To poważna cywilizacja w stadium początkowym. Oni zmierzają do technicyzacji. To wyjątkowo inteligentne istoty. Rewelacja w skali Galaktyki. Natychmiast wracajcie do gwiazdolotu!
Spojrzeli po sobie. Tubylec umilkł i siedział w kącie skulony.
- No tak! Lyz! Tego osobnika na zewnątrz! Startujemy!
Wyszli na silnikach plazmowych zostawiając za sobą gejzer ognia i dymu.
- To już koniec badań? - Krx był wyraźnie zawiedzony.
- Nic przecież o nich nie wiemy!
- Nie szkodzi. Komandor ma rację. Nie wolno nam ingerować w ich rozwój. Sami sobie dadzą radę. I tak narobiliśmy im mętliku!
- I zostawimy ich tak?
- Nie! Będziemy ich obserwować za pomocą sond przez najbliższe dwa, trzy tysiące lat. Do czasu aż zrozumieją, że nie są sami. Że należą do jednej wielkiej rodziny kosmicznej. Wtedy nawiążemy z nimi kontakt!
A na Ziemi, skulony za głazem starzec szeptał do siebie półgłosem.
...”I stało się trzydziestego roku, miesiąca czwartego, piątego dnia tegoż miesiąca… I widziałem, a oto wiatr gwałtowny przychodził od północy”…
Wszystkie wstawki w cudzysłowie są dokładnym cytatem z Biblii z Proroctwa Ezechyjelowego (autor).
Fragment (strony 142-146) książki pt. "Kontakt" pana Zbigniewa Prostaka wydanej w Warszawie w 1979 roku nakładem wydawnictwa Krajowa Agencja Wydawnicza.